droga do Da Lat to najpiekniesza i najbardziej stresujaca trasa jaka przyszlo mi kiedykolwiek dotychczas pokonac. o 7 rano wsiedlismy w busa, by 3,5 h pozniej i 140 km dalej znalezc sie w Da lat gorskiej miesjowosci, slynacej z upraw warzyw i kawy , wodospadow i ... wszeogarniajacego kiczu! podobno jest to ulubione miejsce mlodych wietnamskich par na spedzanie miesiaca miodowego.
wracajac do drogi do Da Lat. pierwsze 40 km pokonujemy dosc szybko po w miare rownej drodze. po 40 km zaczyna sie bezustanne wznoszenie sie w gore po gorskich serpentynach. ograniczenia predkosci do 20 km na h i zakaz wyprzedzania nasz kierowca mial gdzies, wiec bylo baaardzo stresujaco. jakiez widoki jednak przyszlo nam podziwiac... slowami nie da sie opisac - przepieknie!!! my jak na turystow przystalo z rozdziawionymi gebami rozgladalismy sie we wszystkie strony, tubylcy najspokojniej w swiecie spali :)po osignieciu wysokosci 1500m bylismy na miejscu.
okazalo sie ze bilet kupiony w Nha Trang,zawieral w sobie przejazd taxi z hotelu na dworzec autobusowy, rajd przez gory, i przejazd z autobusowego przystanku w Da Lat do centrum. wszystko za jedyne 88.000 d . po znalezieniu hotelu szybko wyruszylismy w tour po miescie. mial on zawierac 6 przystankow. zajelo nam to ok.7 h, zobaczylismy gory, wodospad, miejscowy zakon , park dziwactw, wille malezoaca do ostatniego cesarza wietnamskiego i cos co nazywa sie Crazy House. po odwiedzeniu tych miejsc wiemy juz dlaczego Da Lat jest stolica kiczu i w pelni sie z tym zgadzamy.
miasto zrobilo na ans srednie wrazenie, zdecydowalismy wiec wyjechac stamtad wczesniej niz to planowalismy.okazalo sie ,ze z miejscowoscia Mui Ne, do ktorej mielismy sioe nastepnie udac sa fatalne polaczenia. wiec ostatecznie udajemy sie do Saigonu. start o 23. o 6 rano powinnismy byc na miejscu.