od wczoraj jesteśmy w Hanoi. lot prawie pustym samolotem z Bangkoku do Hanoi minął spokojnie i bardzo szybko, zaledwie 1.5 h. przy podchodzeniu do lądowania widzieliśmy,ze cala okolica zalana jest woda. nie wyglądało to za ciekawie. okazało się ze przez 2 dni lalo tak, że zrobiła się powódź.
na lotnisku czekać na nas miały znajome - Phuong, Phuong - "Babcia" i Van. Nieco się spóźniły, ale ileż radości było przy spotkaniu :) toż to już prawie 3 lata się nie widzieliśmy. Phuong zabrala nas do swego domu, gdzie poznaliśmy resztę jej rodzinki,a potem na zasłużony odpoczynek się udaliśmy.
wieczorem szybkie oglądanie starego miasta zaliczyliśmy. w pierwszej kolejności zawędrowaliśmy pod Mauzoleum Ho Chi Minha. później odbyliśmy spacer uliczkami pełnymi handlarzy najróżniejszymi różnościami i knajp serwujących najrozmaitsze dania. w jednej z nich rozpoczęliśmy poznawanie wietnamskiej kuchni. podczas kolacji dołączyła do nas Hien - kolejna znajoma z studenckich czasów w Moskwie.
podczas tejże samej kolacji okazało się jak znikome pojęcie na temat pikantnych potraw mamy :)) to co nam w Polsce wydaje się być ostrym, w porównaniu z tutejszymi potrawami jest mało ostre. natomiast to co w tutejszym słowniku nazywane jest ostrym daniem, wypala nam dziurę w gębie i dusi. mogę więc powiedzieć,że pierwsze wrażenia bardzo pikantne :))
dziewczyny szybko przerobiły mój plan podroży tak,żeby był dobry ;) i dziś zaczynamy wyjazdy. ze względu na powódź odpuszczamy wyjazd na północ w rejon Sa Pa i jedziemy prosto do Hai Phong'u i nad zatokę Ha Long.